400 zł brutto do podstawy pensji dla pielęgniarek przez najbliższe cztery lata – to porozumienie tej grupy zawodowej z ministrem zdrowia. Czy to wystarczy, by więcej osób chciało się kształcić i wypełnić luki kadrowe wśród pielęgniarek i położnych? Wątpliwe.
Problem bowiem jest strukturalny, nie dotyczy wyłącznie płac, a chodzi w nim o personel, którego kształcenie jest zarówno stosunkowo długie, jak i kosztowne (roczny koszt kształcenia studenta pielęgniarstwa to ok. 20 tys. zł, studenta kierunku lekarskiego – 60 tys. zł).
Groźba perturbacji z zapewnieniem właściwej opieki zdrowotnej dla społeczeństwa jest realna ze względu na niedobór kadr medycznych – zarówno pielęgniarek i położnych, jak i lekarzy. Jeśli chodzi o popularny wskaźnik wysycenia tymi kadrami danego społeczeństwa – Polska jest na ostatnim miejscu w Europie. O ile średnia unijna liczby pielęgniarek na 1 tys. mieszkańców to 9,8, w Polsce wynosi 5,4; średnia liczby lekarzy w Europie na 1 tys. mieszkańców to 4, w Polsce – 2,2 (dane OECD).
Jeśli chodzi o lekarzy, jest o tyle lepsza sytuacja, że zwiększa się zarówno liczba studentów na kierunkach: lekarskim i lekarsko-dentystycznym, jak i kandydatów na te studia: w ciągu 10 lat liczba studentów medycyny wzrosła dwukrotnie. Według danych Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego liczba studentów na kierunkach lekarskich w listopadzie 2003 r. przekraczała 12,3 tys., tymczasem w listopadzie 2014 r. było ich już ponad 25,9 tys.
Wciąż jednak liczba absolwentów studiów medycznych na 100 tys. osób w naszym kraju jest jedną z najniższych w Europie: w Polsce wynosi ona 6,7, w Niemczech – 11,6, w Dani – 21,7.
Jednak sytuacja w pielęgniarstwie jest jeszcze gorsza. Chętnych na ten kierunek nie ma tak wielu jak na medycynę, w związku z czym spada liczba osób uzyskujących prawo wykonywania zawodu pielęgniarki czy położnej. Przewodnicząca Okręgowej Rady Pielęgniarek i Położnych w Radomiu Mariola Głodzińska poinformowała, że w 2006 roku było ich 7780, w 2014 – 4202. Stosunkowo wiele pielęgniarek i położnych wyjeżdża za granicę, gdzie ma lepsze warunki zarówno płacy, jak i pracy.
W tej sytuacji samorząd pielęgniarski zainaugurował kampanię „Ostry dyżur”, żeby zwrócić uwagę mieszkańców Polski na rosnący problem braku pielęgniarek i położnych.
Ich zdaniem, na niewiele zdadzą się pocieszenia Ministerstwa Zdrowia, że w ostatnich latach nie ma spadku liczby pielęgniarek i położnych wykonujących zawód. Po pierwsze – jest ich za mało w stosunku do potrzeb, potrzeby rosną w związku ze zmianami demograficznymi, zaś wśród pielęgniarek i położnych średnia wieku jest zatrważająco wysoka – wynosi blisko 50 lat. To zaś oznacza, że wkrótce nastąpi fala odejść na emeryturę.
Kontrowersje wokół porozumienia
– Kwestie płacowe są ważne. Osiągnęliśmy pewien konsensus, który odbiega od naszych oczekiwań. Ale to dopiero początek. Będziemy rozmawiać dalej – powiedziała na konferencji prasowej przewodnicząca Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych Grażyna Rogala-Pawelczyk.
Postulatem tego środowiska jest m.in. sfinansowanie przez rząd rezydentur dla pielęgniarek i położnych.
– Skoro z budżetu państwa sfinansowano 3,5 tys. rezydentur dla lekarzy, dlaczego nie można sfinansować 350 rezydentur dla pielęgniarek? – mówiła.
– To bardzo dobry pomysł – ocenia prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie Andrzej Sawoni. Dodaje, że ułatwi to start zawodowy absolwentom pielęgniarstwa, a nie będzie dużym kosztem dla budżetu państwa.
Grażyna Rogala-Pawelczyk podkreśla, że konieczne jest systemowe i ustawowe uregulowanie warunków pracy i płacy pielęgniarek. To, czy będzie to możliwe, okaże się po wyborach. Wiceminister zdrowia Cezary Cieślukowski przypomniał, że wkrótce zacznie działać – w miejsce Komisji Trójstronnej – Rada Dialogu Społecznego.
– Mam nadzieję, że w pierwszej kolejności powstanie zespół do spraw ochrony zdrowia, który zajmie się uregulowaniem wielu kwestii dotyczących tego sektora – powiedział.
Tymczasem porozumienie zawarte z pielęgniarkami dotyczące wzrostu ich płac budzi wiele sprzeciwów i to mimo tego, że po raz pierwszy ta grupa zawodowa uzyskała podwyżki nie w wyniku strajku, a rozmów. Są to jednak podwyżki dla jednej tylko grupy zawodowej. O swoje dopominają się teraz laboranci, ratownicy medyczni itd.
– Gratulujemy sukcesu negocjacyjnego pielęgniarkom. Podwyżki im się należały, bo bardzo mały zarabiały. Rząd jednak musi mieć świadomość, że inni pracownicy medyczni także mają niskie wynagrodzenia i trzeba dla nich znaleźć pieniądze – mówi prezes Sawoni.
Podwyżki nie są w smak także pracodawcom i samorządom terytorialnym. Jedna z organizacji pracodawców poinformowała, że rozważa złożenie skargi do Trybunału Konstytucyjnego na przepisy wprowadzające nakaz wzrostu wynagrodzeń pielęgniarkom i położnym.
Cezary Cieślukowski nie jest tym zdziwiony. – Spodziewaliśmy się tego – powiedział.
Według niego porozumienie dotyczące podwyżek ma także wymusić pewną racjonalizację liczby łóżek w oddziałach szpitalnych, w czym mają też pomóc tworzone właśnie mapy zapotrzebowania zdrowotnego. Świadczeniodawca starający się o kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia ma się wykazać odpowiednią liczbą zatrudnionych pielęgniarek.
– 40-łóżkowy oddział zabiegowy będzie musiał mieć na przykład 28 etatów pielęgniarskich. Daliśmy na spełnienie tych kryteriów okres przejściowy do końca 2017 roku – powiedział.
Justyna Wojteczek
Tagi: Andrzej Sawoni, Cezary Cieślukowski, Grażyna Rogala-Pawelczyk, kampania "Ostry dyżur", Naczelna Rada Pielęgniarek i Położnych, pielęgniarki i położne