Monitor Lekarski: Mija ponad rok od objęcia przez Pana funkcji prezesa Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie. Zmieniło się postrzeganie Izby przez Pana?
Andrzej Sawoni: W strukturach samorządu działam od samego początku jego istnienia, ale muszę przyznać, że postrzeganie izby zmienia się w zależności od zajmowanego stanowiska. To chyba naturalne w sytuacji, kiedy człowiek przejmuje całkowitą odpowiedzialność za funkcjonowanie danej struktury. Przede wszystkim dostrzegłem potrzebę usprawnienia działania izby i na tym w pierwszym roku kadencji się skoncentrowaliśmy. To, co mnie cieszy, to duża frekwencja na posiedzeniach Rady i jej Prezydium, a zatem zaangażowanie kolegów, którzy zostali wybrani do tych ciał.
A co lekarze mają z tego usprawniania działania?
Mają do czynienia ze sprawnie działającą instytucją. Naszą bolączką jest problem z komunikacją z lekarzami. Nie mamy adresów mejlowych wszystkich naszych członków. W dobie mediów elektronicznych bardzo nam to utrudnia wymianę informacji z lekarzami i lekarzami dentystami, a zatem osiągnięcie celu, żeby izba była naprawdę blisko lekarzy.
Podjął pan szereg inicjatyw. Jedną z ostatnich była wspólna konferencja z INFARM-ą, która promuje obecnie Kodeks Przejrzystości. Ten temat był omawiany na posiedzeniu Rady i dyskusja pokazała, że ujawnianie związków lekarzy z firmami farmaceutycznymi to temat kontrowersyjny. Dlaczego pan się zaangażował w tę inicjatywę?
Nie wiem, na czym polegać ma kontrowersja w tej tematyce, bo sprawa jest jasna i oczywista. Potencjalny konflikt interesów jest wpisany w zawód lekarza – musimy mieć kontakt z firmami farmaceutycznymi, żebyśmy wiedzieli, jakie są nowości na rynku i jak skutecznie leczyć pacjentów, a jednym z najlepszych źródeł tych informacji jest producent leków. Jeśli te kontakty nie są ujawniane, budzą się podejrzenia, że lekarz wybiera dla pacjenta lek nie tylko ze względu na wskazania medyczne, ale i jakieś nieformalne działania danego koncernu farmaceutycznego.
W celu oczyszczenia atmosfery podejrzeń należy zatem potencjalny konflikt interesów pokazać. Uczciwy lekarz nie widzi tu żadnych kontrowersji. Powie: „Tak, współpracuję z tą firmą, dzięki tej firmie podnoszę swoje kwalifikacje biorąc udział w konferencjach”. Lekarz dzięki ujawnieniu tych informacji staje się wiarygodny. Podkreślam: nie widzę tu żadnych kontrowersji, a wprost przeciwnie: taka przejrzystość powoduje podniesienie prestiżu lekarza.
Nie brakuje jednak wśród lekarzy głosów, że kodeks za bardzo ingeruje w sferę prywatną. Co prawda nie jest obowiązkowe podawanie kwot, jakie lekarz uzyskuje w wyniku współpracy z firmą, ale lekarze narzekają, że i tak za dużo informacji o nich jest udostępnianych publicznie.
Zawód lekarza jest zawodem zaufania publicznego. Aby zdobyć to zaufanie, trzeba działać jawnie. Jeśli ktoś decyduje się na ten zawód, musi się liczyć się z tym, że musi poddać publicznej ocenie różne swoje działania. Jeśli ktoś nie chce podawać do wiadomości publicznej informacji o współpracy z jakąś firmą farmaceutyczną to uważam, że jest to próba ukrycia jakichś nieuczciwych działań. Na to zgody być nie może, zwłaszcza nie może się na to godzić izba, która stoi na straży prawidłowego wykonywania zawodu lekarza.
Wchodzimy tu w kwestie etyczne. Budzący wśród lekarzy kontrowersje etyk prof. Jan Hartman powiedział kiedyś, że Kodeks Etyki Lekarskiej powinien być ostrogami, a nie tarczą, a zawód lekarza to zawód podwyższonego ryzyka etycznego. Zgadza się pan z tymi tezami?
Kodeks jest naszą konstytucją, a jednocześnie w pewnym sensie kodeksem karnym, bo w razie złamania jego norm grożą surowe kary z usunięciem z zawodu włącznie. Nie powinien zatem być wyłącznie tarczą, choć uważam, że powinien zawierać elementy chroniące lekarza. Prawda jest tu zatem pośrodku. W pełni się natomiast zgadzam z tym, że nasz zawód jest zawodem podwyższonego ryzyka etycznego. Jesteśmy w kontakcie z człowiekiem chorym, często bezradnym. Lekarz podejmuje decyzje co do najważniejszej wartości tego człowieka – jego zdrowia i życia. Tutaj postawa moralna i etyczna jest niezwykle ważna i nie zawsze wybory są oczywiste. Poziom etyczny i moralny lekarza musi być niezwykle wysoki.
Powiedział pan, że samorząd lekarski stoi na straży prawidłowego wykonywania zawodu…
W ustawie o izbach jest zapisane, że sprawuje pieczę nad prawidłowym wykonywaniem zawodu lekarza i lekarza dentysty.
Doskonale pan wie, że nie brakuje lekarzy, którzy uważają, że ten samorząd w ogóle nie jest potrzebny.
Takie opinie mają wiele przyczyn. Jedną z nich jest to, że samorząd nie zawsze jest na tyle sprawny, by usatysfakcjonować lekarzy. Mam nadzieję, że działania przez nas podjęte spowodują, że izba jako organizacja będzie postrzegana jako sprawnie działająca instytucja, w miarę możliwości odbiurokratyzowana. Zaznaczę jednak, że izba ma sporo obowiązków administracyjnych i w jakimś stopniu musi być strukturą biurokratyczną, choć przyjazną. Druga przyczyna to zapewne to, że są lekarze, którzy uważają, że swój zawód mogą wykonywać zupełnie bez kontroli. Na całym świecie jest to jednak zawód regulowany. Jeśli tak, to musi być kontrola, a zatem jeśli nie będzie to kontrola samorządu, to będzie to kontrola administracji państwowej. Jestem lekarzem od 36 lat i pamiętam, jak to było, kiedy kontrolowało nas państwo. Dużo lepszym rozwiązaniem jest samokontrola poprzez samorząd, który powstaje w toku demokratycznych wyborów.
Na jednym z posiedzeń Sejmowej Komisji Zdrowia minister zdrowia Bartosz Arłukowicz powiedział, że „samorząd się uzwiązkowia”. Zgadza się z tym Pan?
Samorząd lekarski oczywiście nie jest związkiem zawodowym i nie ma kompetencji związków zawodowych. Faktem jest natomiast, że lekarskie związki zawodowe zrzeszają naszych członków, zatem są to ci sami ludzie. Pewne elementy opiekuńcze wobec lekarzy są wspólne dla samorządu i związków. Izby lekarskie są powołane jednak przede wszystkim do tego, żeby stać na straży prawidłowego wykonywania zawodu, a związki są po to, żeby bronić interesów pracowniczych. Cele stawiane przez związki mogą być także celami samorządu, jednak generalnie zakres działania izby jest wielokrotnie szerszy niż związków.
Izby nie mają – oględnie mówiąc – najlepszych relacji z ministrem zdrowia.
Widocznie pan minister należy do tych lekarzy, którzy uważają, że lepiej by było, żeby pieczę nad prawidłowym wykonywania zawodu sprawowała administracja państwowa poprzez swoich urzędników, którzy często nie mają nic wspólnego z medycyną.
To kłopot, że nie ma dobrych relacji między samorządem a ministrem?
To jest duży kłopot, co widać na przykładzie ostatnich działań związanych z pakietem onkologicznym. Minister nie chciał słuchać izby lekarskiej na etapie tworzenia tych przepisów, a dziś słyszymy od urzędników ministerstwa, że konieczna jest nowelizacja pakietu. Można było tego uniknąć, gdyby rozmowa z samorządem była prowadzona. Szkoda, że ministerstwo nie dostrzega faktu, iż nie da się przeprowadzić zmian w ochronie zdrowia, jeśli nie wysłucha się opinii lekarzy. W ostatecznym rozrachunku to przecież od nich zależy, czy zmiany będą funkcjonować, czy nie.
Jakie są największe wyzwania stojące przed lekarzami?
Etyczne. Z jednej strony, zmieniająca się bardzo szybko medycyna, powstawanie coraz to nowych możliwości zarówno diagnozowania, jak i leczenia pacjenta, a z drugiej strony ograniczone możliwości finansowe powodują olbrzymi konflikt. Lekarz staje przed pytaniami: czy stosować nowe metody, kto ma je finansować, jak pomóc pacjentowi, kto ma to sfinansować? Ten dylemat – czy pomóc pacjentowi, czy ulec presji ekonomicznej, staje się coraz bardziej dotkliwy. Zresztą to problem na całym świecie. Drugim wyzwaniem jest konieczność nieustannego szkolenia się, by być na bieżąco z aktualną wiedzą medyczną.
Rozmawiamy w trzecim miesiącu od podwyższenia składki na samorząd, co nie zostało dobrze przyjęte przez środowisko lekarskie.
Jestem zdania, że problemem nie jest sama wysokość składki, bo 60 zł miesięcznie nie jest obecnie sumą stanowiącą kłopot dla pracującego lekarza. Problemem jest natomiast redystrybucja tej składki, czyli co lekarz w zamian za tę składkę otrzyma. Nad redystrybucją pracujemy i mamy już pewne efekty – takie jak bezpłatna pomoc prawna dla lekarzy i lekarzy dentystów naszej izby, działalność pomocowa, a zatem becikowe, które wprowadziliśmy w tym roku, czy zapomogi pośmiertne oraz zasiłki w razie złej sytuacji materialnej lekarza. Pragnę zwrócić też uwagę na poszerzającą się ofertę szkoleniową dla lekarzy i lekarzy dentystów proponowaną przez izbę. Te szkolenia są bezpłatne albo za niewielką odpłatnością wynikającą z tego, że jeśli są nieodpłatne, powstaje problem z koniecznością uiszczania przez lekarzy dodatkowego podatku. A obecnie intensywnie pracujemy nad objęciem lekarzy ubezpieczeniem pochodzącym ze składki.
A jakie są plany na następny rok?
Chciałbym kontynuować tę linię – czyli rozwijać szkolenia. Na zjeździe przedstawimy projekt budżetu, w którym kwota na szkolenia to 200 tys. zł. Nigdy do tej pory nie było takiej sumy na szkolenia. Druga kwestia to praca nad ubezpieczeniami. A trzecia – poprawa komunikacji między izbą a lekarzami, także poprzez obecność w mediach takich jak Facebook czy Twitter. Mam nadzieję, że nowa strona internetowa z serwisem informacyjnym także pomoże w lepszej komunikacji izby z lekarzami.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Justyna Wojteczek